
Co będzie z tymi, którzy nie potrafią przekonać się cyfrowego odbioru książek. Niektórzy naprawdę nie wyobrażają sobie czytania na komputerze czy na specjalnie przeznaczonym do tego celu urządzeniu . Mija się z to z celem, nie ma w sobie magii i klimatu, nijak ma się do całej filozofii obcowania z książką papierową. Mówiąc wprost, czytanie na nośniku elektronicznym a lektura tradycyjnej książki to dwa, kompletnie różne światy.
Książka papierowa to wartość, która wzbogaca czytelnika bardziej niż nawet najlepszy nośnik. Gdy nabywamy książkę mamy z nią cielesny kontakt, dotykamy ją, przerzucamy strony, wyczuwamy ich zapach, książka jest rzeczywiście z nami. Jeśli chcemy to porównać do czytnika mamy przy sobie urządzenie nowej generacji, które będzie w stanie pomieścić ogromną liczbę książek, ale

równocześnie nie ma w tym żadnej głębi.
Wytworzyła się bowiem specyficzna, bardzo współczesna mania: ilość za wszelką cenę. Co to znaczy? Jeśli nasz czytnik może zapisać na swym dysku tysiąc książek to wrzućmy tam co się da. W związku z tym Dostojewski znajdzie się koło podręczników i książek o narciarstwie i snowboardzie, Prousta wrzucimy obok poradników i książek o nordic walking, historię Inków damy obok biografii Hitlera, a jakieś zwykłe romansidło wyląduje tuż obok zniesmaczonego tym stanem rzeczy Sołżenicyna. Więcej o tych sportach znajduje się tutaj: nordic walking – poradniki (zobacz https://poradnikprzedsiebiorcy.pl/-ksiegi-rachunkowe) i książki.
Totalny miszmasz, ale czy właśnie w tym rzecz, czy nie lepiej zabrać ze sobą jedynie dwie książki, które faktycznie chcemy przeczytać i się w nie wkręcić miast setek przypadkowych lektur które tylko przewertujemy? Odpowiedź jest jasna, jednak widząc galopującą modę digitalizowania wszystkiego zmierzamy zupełnie w niewłaściwym kierunku.